- Nie wiem czy to...
- Czy to dobry pomysł? - dokończyłam. Też nie wiem, ale muszę spróbować.
Podeszłam parę kroków do przodu.
- Idę z tobą! - krzyknął Nashee z oddali. Wbiegliśmy do środka. Wszystko się paliło, ale o dziwo można było jeszcze spokojnie oddychać. Dziecko leżało na kanapie przykryte kocykiem. Wyglądało na góra rok. Nashee próbował pobiec po ludzi lub strażaków, ale chyba trochę go ignorowali. Nie mogłam poradzić sobie z małym człowieczkiem. Śmiało się, ale też płakało, widać było, że się bało, ale chyba nie rozumiało tego, że nasze życie jest zagrożone. Przybiegł Nashee. Pomógł mi. Złapał zębami za obie strony kocyku w ten sposób, że dziecko wygodnie na nim leżało. W domu było coraz mniej powietrza. Trochę mu pomogłam, podtrzymując kocyk. Wybiegliśmy z ruin. Pożar obejmował już trochę mniejszy teren. Podbiegliśmy do strażaków.
- Patrzcie! - krzyknął. - Te psy uratowały dziecko.
Nagle do nas dołączyła jego mama. Najwidoczniej mąż nie był obecny w czasie wypadku.
- Brawo! - krzyknęła. - Dzielne psy, uratowały mi dziecko.
Strażak rzucił nam po smakołyku. Dobry był, aczkolwiek trochę słony.
Nashee?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
W komentarzach proszę nie zamieszczać kłamstw, przekleństw i niedotyczących sfory informacji. Jeśli nie należysz do bloga podpisz się "Nienależący do sfory", a jeśli należysz "~~Sibi*" lub "/Sibi*".
*Oczywiście imię swojego psa